Prolog
Druzgocąca klęska Ormian w wojnie z Azerbejdżanem, wspieranym wprawdzie przez ograniczony kontyngent sił tureckich i dostarczonych przez Ankarę najemników syryjskich, na pierwszy rzut oka wydaje się zaskakująca. Przez blisko 30 lat, w Nagornym Karabachu panowała swoista równowaga sił. Po zwycięskiej wojnie, w latach 1992-1994, Ormianie wybudowali w górach ufortyfikowaną pozycję obronną i pod osłoną licznej artylerii, skutecznie odparli kilka prób natarć azerbejdżańskiej armii. Tak było w 2010 tzw.”Potyczka pod Mardakertem”, tak było w 2012 „Potyczki pod Tawusz” i tak przebiegało ostatnie starcie, zwane „wojną czterodniową”, 2-5 kwietnia 2016. Jednak dysponująca kilkukrotnie mniejszym potencjałem ludnościowym i co decydujące ekonomicznym, Armenia, była z góry na straconej pozycji. Czas działał na jej niekorzyść.
Dodatkowo, zmieniające się, wielokroć w burzliwych okolicznościach, kierownictwo polityczne tego kraju, popełniło kardynalne błędy w kwestii polityki obronnej, szczególnie w Nagornym Karabachu. Zwycięscy generałowie z Erewania, byli na tyle zadufani, że nie widzieli potrzeby głębszych zmian w armii. Społeczeństwo ormiańskie żyło iluzją posiadania niezwyciężonej dla „pastuchów” - Azerów, silnej armii. Jak każde demokratyczne państwo, widziano bardziej celowe dla budżetu państwa i potrzebne społeczeństwu wydatki, niż nowe, kosztowne „zabawki dla wojska”. No, ale sprawdziło się bolesne twierdzenie Napoleona „Społeczeństwo, które nie chce karmić własnej armii, będzie karmiło cudzą”.
W przeciwieństwie do Ormian, groteskowa dyktatura rodziny Alijewów (ojca , a teraz syna i jego żony), nie mająca nic wspólnego z demokracją, w oparciu o dochody ze sprzedaży ropy naftowej, konsekwentnie przez 30 lat budowała potencjał militarny. Potencjał ukierunkowany i wyspecjalizowany pod kątem wojny w górach z Armenią. Szerokim strumieniem za „petrodolary” Baku kupowało nowoczesne uzbrojenie w Rosji, Izraelu, Turcji czy na Białorusi. Szczegółowa analiza konfliktu, oczywiście z uwzględnieniem braku dostępu do wielu danych i informacji źródłowych, pokazuje, że klęska Armenii to był to efekt serii błędów, ale z drugiej strony, pedantycznych i konsekwentnych przygotowań wojennych Azerbejdżanu - trwających 30 lat. Niebanalny i nieszablonowy był opracowany plan wojny z Armenią, opracowany w dużej mierze przez sztab tureckich wojskowych.
Patrząc z dystansu, należy stwierdzić, że była to kolejna wojna przeciwników będących na zasadniczo odmiennym poziomie rozwoju technicznego i technologicznego. Jeśli szukać analogii, to właściwym przykładem byłaby operacja „Iracka Wolność”, ang. „Iraqi Freedom”, czyli II wojna w zatoce - atak sił koalicji pod wodzą USA na Irak w roku 2003. Wojska ormiańskie, technicznie i taktycznie, pozostały w latach 70-80 XX. Taktyka i wyposażenie armii ormiańskiej, szczególnie wojska samozwańczej republiki Arcach, były rodem z późnego Związku Radzieckiego. To była wręcz żywa skamienielina armii radzieckiej schyłkowego ZSRR z lekkimi modyfikacjami w postaci uzbrojenia. W Nagornym Karabachu , walczyła armia wyposażona w czołgi, z których wiele było bez pancerza reaktywnego. Armia Arcachu to była armia wyposażona w większości w artylerię holowaną, prawie bez bezzałogowych statków powietrznych (dronów), bez nowoczesnych środków OPL, WRE i profesjonalnych, nowocześnie wyposażonych sił specjalnych. Ot armia z poboru, uzupełniona „pospolitym ruszeniem” silnie nasycona czołgami T-72 i okopaną artylerią.
Azerowie przewyższyli Ormian w aspekcie techniki wojskowej, o pokolenie lub nawet o dwa. To była armia świetnie wyekwipowana, nowocześnie uzbrojona i o czym nie wolno zapominać, wsparta przez drugą co do wielkości armię NATO (Turcję). Z jej doświadczeniami w pacyfikacji Kurdów, podboju północnej Syrii, północnego Iraku, operacji ekspedycyjnej w Libii. Wreszcie dysponującej nowoczesnymi dronami i samolotami rozpoznania i zwiadu elektronicznego AWACS. Azerowie do zemsty przygotowywali się długo i konsekwentnie, akrótka 4 dniowa wojna graniczna z 2016 roku, zakończona zaskakującą wolą do rozejmu, była perfidnym sprawdzeniem własnych założeń mobilizacyjnych, przegrupowania i taktyki użycia dronów oraz amunicji krążącej.
Niestety dla Ormian, wojna ta nie stała się pierwszym dzwonkiem alarmowym . Kadra dowódcza i ośrodki analityczne Ormian wyciągnęły tylko ograniczone wnioski, które nie odpowiadały sytuacji i stopniowi zagrożenia. Dodatkowo Armenia pogrążona w politycznych starciach. W 2018 roku rządzący prorosyjski obóz polityczny, został obalony w drodze „kolorowej rewolucji” , wspartej przez fundusze Georga Sorosa. Władzę przejął liberalny, prozachodni obóz polityczny pod przywództwem premiera Nikola Paszyniana. Polityk, który nie skończył studiów, dziennikarz, opozycjonista daleki był od rozeznania spraw wojskowych, a antyrosyjski kurs polityczny sprawił, że Armenia, mimo , że sojusznik wojskowy Rosji w ramach ODKB (organizacja zbiorowego bezpieczeństwa niektórych państw WNP), pozbawiła się wsparcia ze strony gwaranta swego bezpieczeństwa.
Moskwa bardziej się obawiała się Armenii jako przyszłego członka NATO i baz USA w tym kraju, połączonego z usunięciem rosyjskich baz wojskowych w Giumri i Erebuni. Na taki moment czekał azerski satrapa Alijew, chcący pomścić klęskę ojca w wojnie w latach 1992-1994. Państwa zachodnie pochłonięte walką z pandenią koronawirusa miały inne zmartwienia, a USA zajęte były kampanią prezydencką.
Tak czy inaczej, w wrześniu/pażdzierniku 2020 w Nagornym Karabachu widzieliśmy nowy typ wojny, w której zrobotyzowany, zdalnie sterowany sprzęt i precyzyjna broń odegrały kluczową rolę.
Konflikt ten powinien stać się przedmiotem głębokiej analizy i badań ze strony ekspertów i wyspecjalizowanych instytucji wojskowych, przede wszystkim pod kątem zrozumienia równowagi sił i zastosowanych środków.Ta kampania zbrojna, mimo udziału regularnych sił dwóch armii, miała charakter konfliktu asymetrycznego, podczas którego przeciwnicy znajdowali się na różnych poziomach rozwoju technicznego i w związku z tym szukali odmiennych metod walki między sobą.
Wojsko Polskie, ze względu na aktualne posiadane wyposażenie, szczególnie przestarzałe środki OPL, brak floty nowoczesnych dronów w tym uderzeniowych i rozpoznawczych, pozwalających skutecznie wykorzystać, relatywnie liczną posiadana amunicję krążącą, w przypadku ewentualnych konfliktów zbrojnych znajdzie się niestety w podobnej sytuacji co Ormianie. Nasze, polskie programy modernizacyjne armii, muszą ulec szybkiej korekcie o doświadczenia wojny w Nagornym Karabachu. Świat wchodzi w „turbulencje” , rodzi się nowy, wielopolarny porządek światowy, w którym rola naszego strategicznego sojusznika – USA, ulega zmniejszeniu, a sposób militarnego rozwiazywania konfliktów politycznych, zasadniczo rośnie. Uczmy się zatem na błędach innych i budujmy samodzielny, nowoczesny militarny potencjał, odstraszający potencjalnych wrogów, wolnej, niepodległej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
I. Siły walczących państw
Azerowie.
Oddziały azerbejdżańskie składały się z pięciu armijnych korpusów. Cztery znajdowały się na terytorium samego Azerbejdżanu (1, 2, 3 i 4), a jeden wzmocniony - 5 korpus armijny dyslokowany jest na ziemiach enklawy Nachiczewanu.Spośród nich, trzy korpusy w sile 15-16 brygad zmechanizowanych (BZmech), a także inne jednostki, w tym brygada pancerna i artylerii, to siły jakie Azerbejdżan mógł rzucić do ataku na Nagorny Karabach. Oznacza to, że Azerowie mogli wystawić po jednym korpusie na każdym kierunku operacyjnym, tj. na kierunku - północnym, środkowym i południowym. Okazało się, że było to rozmieszczenie doskonalsze i bardziej optymalne, w porównaniu z rozstawieniem armii ormiańskej.
W oparciu o dostępne informacje zwiadowcze, wynika, że wraz z rozpoczęciem wojny, Azerbejdżan rozmieścił sześć dodatkowych brygad zmechanizowanych w drugiej linii, rozwinął wojska do wojennych etatów organizacyjnych i kadrowych, mobilizując rezerwistów. Dowództwo azerskie/tureccy doradcy, ściągnęli tez rezerwowy 4 korpus, stacjonujący w regionie Baku. W efekcie strona azerbejdżańska dysponowała ok. 20 brygadami zmechanizowanymi (brygady azerskie czasu pokoju liczyły około 3500 „bagnetów”, brygady zmechanizowane na stopie wojennej ok. 4500 „bagnetów” ). Dodatkowo na front trafiły dwie brygady pancerne, jednostki artylerii, górskie i specjalne. Razem szacuje się, że Azerbejdżan zaczynał wojnę z armią ok. 100 tys. żołnierzy, a dość szybko rzucił do walki 150-tysięcy żołnierzy. W ten sposób Azerbejdżan miał potrójną przewagę ilościową nad wojskami Ormian w Nagornym Karabachu i to przez całą wojnę.
Ormianie
Do momentu wybuchu wojny strona ormiańska zwiększyła liczebność sił zbrojnych Republiki Nagornego Karabachu (Siły Zbrojne NKR) z 18,5 tys. do 21,4 tys. ludzi. W tym ok. 13 tysięcy żołnierzy stanowili poborowi z Armenii i około 8500 żołnierzy to - miejscowych poborowi. Z ludności Karabachu strona ormiańska mogła powołać pod broń ok. 7-8 tys. osób; reszta braków kadrowych musiałaby zostać uzupełniona poprzez mobilizację rezerwistów w samej Armenii. Szacowany limit rozmieszczenia i zaopatrzenia wojsk ormiańskich w Nagornym Karabachu mieścił się w przedziale 80-100 tysięcy „bagnetów”. Taką liczbę można by było osiągnąć w ciągu trzech tygodni intensywnego przegrupowania oddziałów rezerwowych wzdłuż dróg prowadzących z Armenii. ( mowa o jednostkach wojskowych wraz z wyposażeniem i ciężkim uzbrojeniem).
Organizacyjnie wojska armeńskie w Nagornego Karabachu zostały połączone w dwie dywizje wojsk lądowych i odrębne dowództwo obrony powietrznej. Pierwsza dywizja liniowa to 10 Dywizja Strzelców Górskich (10 DSG), która rozmieszczona była wprost na linii frontu. W jej skład której wchodziło co najmniej dziewięć pułków strzelców zmotoryzowanych (PZmot)), pułk artylerii, brygada pancerna i inne jednostki podporządkowane dywizji. Dywizja drugiej linii to 18. Dywizja Strzelców Zmotoryzowanych (18 DZmot), rozmieszczona jako jednostka drugiego rzutu, pod koniec kampanii 2020 posiadała co najmniej pięć pułków strzelców zmotoryzowanych (PZmot) na południu linii frontu
II. Sieć komunikacyjna kluczem do zaskoczenia strategicznego
Azerbejdżan posiadał znacznie lepszą logistykę, polegającą na znacząco większej dostępności tras o wysokiej przepustowości prowadzących do obszaru rozgraniczenia sił. Ormianie mieli tylko tradycyjne górskie szosy, z czego nowoczesna szosa M-12 obsługiwała lwią część ruchu towarowego, a reszta tras idących przez wysokogórskie przełęcze miała wyjątkowo niską przepustowość.
Azerowie, oprócz tras transportu drogowego na równinie, mieli dwie linie kolejowe prowadzące na front. To prawda, że ich przepustowość również została oceniona nisko, ale dodatkowy środek transportu ułatwiał nagły przerzut wojsk. W ocenie analityków system komunikacyjny pozwalał Azerom przegrupowywać na linię frontu co najmniej dziesięć razy więcej żołnierzy dziennie, w porównaniu z Ormianami. Niejako za „za plecami”, kilkadziesiąt kilometrów od linii frontu, Azerbejdżan miał główna magistralę kolejową, która służyła jako rokada.
W ten sposób Azerbejdżan uzyskał możliwość szybkiego podniesienia swoich wojsk w stan alarmu i szybkiego, zaskakującego skierowania ich wprost na linię frontu. To nie pozwalało Ormianom na ochłonięcie, skoncentrowania własnych sił do obrony i odparcia nagłego szturmu wojsk przeciwnika na własne pozycje. Dokładnie taki manewr przećwiczyli Azerowie w kampanii „ćwiczebnej” , podczas wojny 4 dniowej w kwietniu 2016 roku.To prawda, że wówczas generalny atak nie nastąpił. Ale przeanalizowano czas podejścia własnych wojsk do linii frontu i czas reakcji oraz siły Nagornego Karabachu rzucone do obrony.
Ormianie i ich dowództwo, albo w ogóle nie przeanalizowali tego zagadnienia i nie przestudiowali sytuacji w 2016 roku, albo wyciągnęli błędne wnioski, więc nie byli gotowi na kampanię 2020.
Na północy linii frontu , gdzie Azerbejdżan nie miał kolei, Ormianie skoncentrowali trzy pułki piechoty zmechanizowane (6., 7. i jeszcze jeden, o nieznanej numeracji) przeciwko 1 korpusowi armii Azerbejdżanu.Ormianie jakby w ogóle nie brali pod uwagę możliwości szybkiego marszu azerskiej armii na południu, prawdopodobieństwa jej uderzenia przełamującego wprost „z marszu” w tzw. korytarzu Goradiz. A szybka koncentracja wojsk była możliwa dzięki linii kolejowej przebiegającej przez terytorium Azerbejdżanu wzdłuż Araków.
W rezultacie owego błędnego rozmieszczenia własnych sił, Ormianie przegrali wojnę przede wszystkim strategicznie i już w początkowej fazie wojny. Ze względu na lepszy stan sieci transportowej Azerowie po prostu pokonali ich w momencie rozmieszczania wojsk , uzyskując nagle niezbędną przewagę liczebną do przełamania obrony i co istotne dysponowali inicjatywą. Dalsze działania strony ormiańskiej, mające na celu przeciwdziałanie przełamaniu linii frontu na południu, przypominały bezradne próby gaszenia pożaru lasu wiadrami wody.
III. Natarcie armii azerskiej na południu, czyli Baku niejako kopiuje niemiecki plan Scheliefena z 1905 roku
Główne uderzenie armia Azerbejdżanu wyprowadziła na południu linii frontu tuż nad granią z Iranem. Azerowie zaatakowali tam, gdzie w łańcuchu gór otaczających Nagorny Karabach, wzdłuż rzeki Araks znajdowało się wąskie przejście o szerokości zaledwie 10-12 kilometrów, zwane „korytarzem Goradiz”.
To przez to wąskie przejście siły Azerbejdżanu przebiły się do szerokiego jakby leju - płaskiej doliny między górami. Po przebiciu się, siły azerski wyszły na Step Gejan - rozległy obszar na którym Azerowie rozstawili własne wojska do dalszego natarcia. Uderzeniem na wprost dotarli do granicy z Armenią, odcięli Nagorny Karabach od Iranu. Kluczowe było jednak uderzenie wyprowadzane stąd na północ, w kierunku głównej arterii komunikacji zaopatrującej Nagorny Karabach z Armenii - dwupasmowej autostrady M-12 Goris - Lachin - Stepanakert. To była okazja do wejścia niejako „tylnymi drzwiami”, do centrum Nagornego Karabachu. Dotarcia do obszaru krytycznego dla strony ormiańskiej, odcięcie jej wojsk w Nagornym Karabachu od zaopatrzenia z Armenii wymusiło kapitulacje.
Decydujący o losach wojny okazał się cios został zadany Ormianom na południu. W wąskim odcinku korytarza Goradiz, o szerokości zaledwie 10-12 kilometrów, Ormianie mieli tylko jeden – 9 pułk zmechanizowany z 18 DZmot, przeciwko głównym siłom 2 Korpusu Armii Azerbejdżanu. Dysproporcja była ogromna. Jeden pułk przeciwko trzem azerskim brygadom i to tylko pierwszego rzutu. Jednak pomimo przewagi ilościowej, dominacji w powietrzu i przewagi technicznej Azerowie dość powoli „przegryzali” obronę Ormian, szturmując na tym odcinku tzw. „Linię Oganjana”. To linia fortyfikacji polowych opasających Nagorny Karabach po obwodzie granic z Azerbejdżanem. Do 4 października, ósmego dnia szturmu, pokonali zaledwie siedem do ośmiu kilometrów.
Wkrótce jednak „Linia Oganijana” została przełamana i nacierające wojska Azerskie wyszły w przestrzeń operacyjną.
Po osiągnięciu taktycznego sukcesu, Azerowie, w celu rozwinięcia go w sukces operacyjny skierowali na południe jednostki drugiego rzutu. Na bazie 2 korpusu armijnego mieli tu już całą armię połączonych sił zbrojnych, w tym co najmniej siedem do ośmiu brygad zmechanizowanych i brygadę pancerną wyposażoną w najnowsze rosyjskie T-90S, sprowadzoną tu 4 korpusu rezerwowego. Ściągnęli tu liczną artylerię, w tym liczącą 36 dział samobieżnych na podwoziu kołowym Dana kalibru 152 mm i inne jednostki. Działając jako armia ogólnowojskowa , 2 korpus sformował dwie grupy korpuśne. Jedna nacierała na miasto Gadrut, miasto Fizuli i dalej na miasta Martuni i Czerwony Bazar. Druga atakowała kierunku granicy z Armenią, mając po lewej flance granicę z Iranem, dokonywała zwrotu na północ, odpowiednio atakując Lachin i Susha.
W sumie zgrupowanie uderzeniowe Azerbejdżanu na południu liczyło ok. 60–70 tys. oficerów i żołnierzy, co przy końcu konfliktu stanowiło 40–50% wszystkich sił. To właśnie to zgrupowanie rozstrzygnęło cały konflikt w wyniku manewru i wejścia do serca Nagornego Karabachu niejako „tylnymi drzwiami”.
Comentarios